Złożony problem zdrowotny, jak sobie pomóc?

napisał/a: dfh1 2013-12-26 18:24
Cześć, od ok. 2 lat coś niedobrego dzieje się z moim samopoczuciem psychofizycznym i stan ten sukcesywnie się pogarsza, a że nie mogę znaleźć przyczyny, postanowiłem opisać swój problem na forum. Niestety tego typu objawy ciężko przedstawić u lekarza, coby nie zostać wysłanym od razu do psychiatry. Nie wykluczam konieczności leczenia pod tym kątem, jednak najpierw chcę wykluczyć przyczyny somatyczne.
Objawy:

"Ociężałość" psychofizyczna, złe samopoczucie. Pogorszenie funkcji poznawczych. Brak jakichś lęków, smutków itp., więc nie wiem, czy można to nazwać depresją. Ogólnie czuję jakbym tkwił w nieco innym stanie świadomości niż dawniej, inaczej postrzegam otoczenie, mało do mnie "dociera". Coś jak uczucie stłumienia, otępiałość, mniejsza "przytomność" umysłu. Znacznie pogorszyła się sprawność umysłowa, "przepływ" myśli, koncentracja i podzielność uwagi. Ciężko jest mi uczyć się nowych rzeczy. Pracuję umysłowo i jakoś daję radę, choć wymaga to ode mnie dużego wysiłku, często się tym męczę, co przekłada się na gorszą wydajność. Dawniej intensywny wysiłek umysłowy sprawiał mi przyjemność.

Objawy ze strony układu pokarmowego. Często zaparcia, czasem biegunki. Czasami jedno wypróżnienie zaczyna się zaparciem, a kończy biegunką. Zawsze uczucie niepełnego wypróżnienia, niekiedy nie odwiedzam tronu nawet 2 dni. Zauważyłem, że objaw ten wzmaga spożycie mleka, toteż staram się go unikać, jednak bezpośrednio po nim nie odczuwam jakichś większych "sensacji" żołądkowych. Innym razem latam się wypróżnić 3 razy pod rząd, ale to niezbyt często. Czasami wypróżnienie potrafi wywołać jedynie spożycie większej ilości wody, mimo że nie odczuwam pragnienia, a mocz prawie zawsze jest jasny.
Duży apetyt na słodycze. Wzdęcie brzucha, uczucie zalegania/ścisku, które wzmagają się po spożyciu słodyczy i owoców, a także obfitych posiłków, choć tu szczególnie tylko objaw zalegania. Odczuwam niedosyt, gdy posiłek nie zawiera cukrów prostych. Czasem obserwuję kropelki tłuszczu po spuszczeniu wody (tylko gdy wypróżnienie miało charakter biegunkowy).
Co ciekawe, nie działają na mnie preparaty znane z "działania w jelicie cienkim". Np. dojelitowe kapsułki z magnezem (testowałem chelaty i jakieś inne z organicznym związkiem tego pierwiastka), po zwykłych tabletkach prawie zawsze obserwuję niewielką, krótkotrwałą poprawę nastroju.
Nie zadziałał na mnie także olej rycynowy znany z właściwości przeczyszczających. Wziąłem łyżkę i jedynie lekko rozbolała mnie głowa, i pogorszyło samopoczucie. Po spożyciu posiłku ból głowy ustąpił i poczułem lepsze krążenie krwi, zrobiło się cieplej, prawie zupełnie jak dawniej po posiłkach. Jednak spodziewane przeczyszczenie nie nastąpiło. Skąd w ogóle pomysł na przeczyszczenie olejem rycynowym? W kwietniu br. przeszedłem grypę żołądkową. Przeczyściło mnie doszczętnie, nie jadłem prawie nic przez jakieś 2 dni, piłem tylko niewielkie ilości coli, aby rzekomo wyeliminować wirusy w żołądku (faktycznie pomagało). W końcowej fazie choroby, poczułem niespotykaną od dawna poprawę "jasności" umysłu, po prostu leżałem na łóżku i z głębokim zaciekawieniem oglądałem TV, nic mi nie uwierało w żołądku, było przyjemnie. Chciałem sprawdzić, czy po przeczyszczeniu jelita (wszak na ilość pokarmu, jaką spożywam, wydalam niewiele) nastąpi teraz jakaś poprawa, jednak nie było mi dane tego przetestować.

Lekka poprawa ogólnego samopoczucia następuje przy dłuższej przerwie od spożywania posiłków. Czasem wydaje się, że pracuje się mi lepiej, gdy nie zjem rano śniadania. Oczywiście nie mogę tak długo i ochota na słodkie bierze górę. Zrobiłem niedawno eksperyment, ostatni posiłek zjadłem ok. godz. 16 i do rana nic, czyli ominąłem 2 posiłki. Nie powiem, abym czuł się rewelacyjnie, ale doskwierała mi raczej głównie chęć spożycia cukru, aniżeli faktyczny głód. Właśnie, nie odczuwam takiego "zdrowego" uczucia głodu jak dawniej, chęci zjedzenia normalnego posiłku, także po wysiłku fizycznym. Ale wracając do eksperymentu, rano obudziłem się lepiej wyspany, poranny wzwód prawie jak za "dawnych" czasów. Dziwny ścisk w dolnej części żołądka, ale nie uczucie głodu. Wzmożona potliwość, niewielkie osłabienie.

A propos wyspania, kolejny objaw -- zanik uczucia wypoczęcia po przebudzeniu, bez względu na długość snu. Sen jest raczej płytki, nie mam tak intensywnych marzeń sennych co kiedyś. Po przebudzeniu niemal natychmiast funkcjonuję na tym samym, niskim poziomie. Dawniej, zanim "doszedłem" do siebie, mijało przynajmniej z 5 minut.

Stale powracający trądzik, ostatnio coraz intensywniej. W liceum miałem z tym bardzo duży problem, 4 lata temu przeszedłem kurację silnym lekiem Izotek, oczywiście pod kontrolą lekarza. Efekt znakomity, ale okupiony wieloma skutkami ubocznymi.

Brak sił witalnych, osłabione libido. Stały pisk w głowie o niskim tonie, ale nie jest bardzo uciążliwy.
Nie zaobserwowałem spadku odporności na infekcje.

To na tyle większych objawów, przedstawię teraz wszystkie znane mi potencjalne obciążenia/nieprawidłowości organizmu, które mogą mieć bezpośredni lub pośredni związek z moimi problemami:
- cofanie się żółci z dwunastnicy do żołądka z powodu niesprawności odźwiernika;
- subkliniczna(?) niedoczynność tarczycy, TSH na poziomie 4,8 (rok temu 4,5), fT3 i fT4 mierzone rok temu -- w normie; USG tarczycy 5 lat temu -- guzek 5mm; od ok. 2 tygodni biorę Letrox (brałem już 5 lat temu, ale nie wybrałem całego opakowania, źle się po tym czułem, chyba wchodziły objawy nadczynności), ale nie obserwuję jakiejś większej poprawy samopoczucia, poza szybszym rozgrzewaniem się przy wysiłku i lepszym tolerowaniem zimna (to mi bardzo doskwierało od lat);
- zespół Gilberta (lekko zażółcone spojówki, głównie po alkoholu lub w stresie);
- wypadanie płatka zastawki mitralnej ("ataki" z bardzo szybkim biciem serca i lekką dusznością, ale bez objawów paniki; średnio raz na miesiąc);
- retrognacja + progenia, czyli niedorozwój szczęki i w mniejszym stopniu wysunięcie żuchwy; to może mieć związek z piskiem w głowie, z racji nadmiernego obciążenia stawów skroniowo-żuchwowych; od 2 lat leczę się ortodontycznie i w przyszłym roku będę miał operację.

Morfologia krwi z maja -- wszystko w normie, choć wskaźniki niedokrwistości przy dolnej granicy. Szczególnie zaskoczyła mnie niska hemoglobina, ponieważ jeszcze 5 lat temu, były to okolice górnej granicy normy.
Glukoza w normie.
Kolejna morfologia w październiku, hemoglobina jeszcze niżej, ale minimalnie. Lekko ponad normę MCHC (być może skutek chwilowego odwodnienia, z tego co czytałem).
Trochę podwyższona amylaza -- 156 U/L (norma 27-102).

Wykonałem niedawno także następujące badania:
- wodorowy test oddechowy na przerost flory bakteryjnej jelita -- wynik negatywny (nie badano jednak metanu, który podobno wydziela się u nawet 15% badanych z ujemnym wynikiem na wodór);
- próba tężyczkowa -- ujemna (przed tym badaniem miałem zmierzone ciśnienie i pani doktor stwierdziła, że za wysokie jak na mój wiek (5 lat temu było bardzo niskie)).

Zaliczyłem także jedną wizytę u psychiatry prywatnie, chyba w marcu. Po wywiadzie doktor stwierdził, że nie widzi u mnie momentu kluczowego, który mógł przyczynić się do zmiany nastroju, nakazał na następną wizytę przynieść dokładnie opisany życiorys emocjonalny. Zapaliła się mi wtedy w głowie lampka, że może objawy psychiczne mają jednak podłoże somatyczne, a nie na odwrót. Więcej wizyt nie było, choć brałem przez kilka tygodni przepisaną serotoninę. Poza dziwnym uciskiem w głowie i jeszcze gorszym libido, efektów nie zaobserwowałem.

Co do mnie i mojego trybu życia. Wiek 23 lata, szczupła budowa od zawsze. Praca siedząca, ale staram się ruszać stosunkowo dużo, gdyż brak ruchu pogarsza nastrój (ogólnie zawsze byłem aktywny fizycznie, lecz teraz aktywność już nie daje poczucia satysfakcji, nie mam na nią chęci, zmuszam się). Przez ostatnie miesiące pokonywałem piechotą prawie codziennie łączną odległość ponad 6 km (do i z pracy).
Dieta uważam nie najgorsza, choć fakt, sporo w niej cukrów prostych (zwłaszcza pączki i bułki drożdżowe, batonów staram się unikać). Nie jadam fast foods, jest miejsce na warzywa, owoce, płatki owsiane, oliwa z oliwek itp. (a propos płatków, dawniej po ich zjedzeniu regułą była wizyta w ubikacji, dzisiaj wypróżnienie potrafi nie nastąpić przez cały dzień). Stosunkowo dużo jadam pieczywa, ale nie najtańszego. Kawa rzadko, 1-2 razy w tygodniu. Herbata codziennie. Alkohol bardzo rzadko, źle się po nim czuję (szczególnie po piwie).

Jeszcze na koniec o jednej być może istotnej rzeczy. Rok przed pierwszymi symptomami pogorszenia stanu zdrowia mieszkałem w akademiku. Sporo piwa i śmieciowe jedzenie. Pamiętam, że miałem manię jadania po prawie każdym posiłku kremu czekoladowego/orzechowego, bardzo słodkiego i niskiej jakości. Jak myślicie, mogło to coś rozregulować w jelitach?

Myślę o zbadaniu się pod kątem kandydozy, czy to dobry trop? Czy może jednak lepiej wrócić na ścieżkę leczenia psychiatrycznego?

Dzięki wszystkim, którzy poświęcili czas na przeczytanie.