RAK MÓZGU -GLEJAK

napisał/a: 0sa 2010-09-27 10:14
Witam serdecznie wszystkich.
Dawno mnie tu nie bylo, 24 wrzesnia minal rok:( jak moj tatus zmarl.
Boli nadal, jednak czlowiek uczy sie z tym bolem zyc.
Iza, zycze Twojemu tatku duzooo szczescia
moj tatko mial tylko 61 lat, ale w tej chorobie nie liczy sie wiek.. niestety.
Lapie silnych ludzi i nie daje czesto szans na walke.
Mam nadzieje ze u Twojego taty bedzie inaczej i bedzie mogl cieszyc sie zyciem nadal.
Pozdrawiam serdeznie i zycze duzooo sil, zdrowia i szczescia w tej chorobie:(
napisał/a: libra.25 2010-10-05 15:44
chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego te nowotwory są takie oporne w leczeniu...
Moja mama choruje na najgorszego z najgorszych w mózgu, czyli glejaka wielopostaciowego, w zasadzie niedługo będzie rok a ona jest już jak roślinka.. Na czym polega kwalifikacja do leczenia przy pomocy avastinu ? Dlaczego jedni chorzy mogą z niego skorzystać a innym nie dają takiej szansy ??
napisał/a: 0sa 2010-10-05 19:54
Przykro mi.
Twoja mama choruje na tego samego glejaka co moj tatko mial.
Lekarze opisuje je tak. zwykly guz to jakby w szklanke budyniu( szklanka budyniu to mozg) wrzucic orzecha...
a wielopostaciowy to jakby do tego budyniu wlac jeszcze atrament
czyli cale komorki zaatakowane nie ma jak usunac go a on sie rozrasta:(
sama juz nie wiem co lepiej.
patrzec na bliska osobe jak ciepi i czekac na cud
czy tak jak u mojego tatusia bylo... za ktorym bardzo tesknie, ale...
lewostronny niewlad po operacji, problemy z mowa
a miesiac przed operacja, silny zdrowy facet ktory uwielbial wszelkie sporty, motory, lowienie ryb, zbieranie grzybow...
nie wiem, ale to zycie jak roslinka pewnie bylaby da niego nie do zniesienia:(
ale wam powiem, to prawda ze psychika leczy, moj tatus zalalam sie strasznie psychicznie jak sie dowiedzial o chorobie.
Kto wie, moze byloby inaczej gdyby mial w sobie sile przetrwania.
On nie mogl sie z tym pogodzic, nigdy nie chorowal, a nagle chory smiertelnie a lekarz daje mu rok zycia...
ehhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh
napisał/a: Vieri 2010-10-05 20:36
Witam,

Bewacyzumab (Avastin) stosuje się tylko u chorych w ramach badań klinicznych. Kryteriów kwalifikacji do tego typu leczenia nie znam ale jego wykorzystanie (Avastinu) wiąże się wyłącznie z nadzieją poprawy jakości życia i wydłużenia czasu do progresji. Jeśli teraz stan chorej jest już zły to żaden lek nie przyniesie poprawy. Musicie być tego świadomi.

Pozdrawiam
napisał/a: libra.25 2010-10-10 19:22
to niemożliwe

lekarz zapisał mamie najpierw terapię angiogeniczną na bazie Avastinu... ale to się jakoś rozmyło i doszło do operacji wznowy...
zresztą w internecie kilka osób opisuję swoją historię, że leczyło Avastinem wznowę i się udało.
Co to znaczy, że lek jest dla wybranych????
nie rozumiem..;-((

Ten glejak jest fatalny, moja mama też nigdy nie chorowała, nie chodziła do lekarza aż doszło do tych ataków padaczkowych w pracy....
napisał/a: Vieri 2010-10-10 19:51
Witam,

Odpowiadając jasno i wyraźnie - TAK - jest to lek dla wybranych. Kryteria kwalifikacji do leczenia są podejrzewam bardzo ostre ale oparte na badaniach naukowych i klinicznych w których stwierdzono, którzy chorzy mają szansę na SKUTECZNE leczenie wybranym lekiem.
Poza tym czasami nie warto wierzyć w opinie pisane w internecie. Wiele osób "wirtualnie-wyleczyło" raka za pomocą noni, vilcacory i innych szamańskich metod a niestety nie jest to prawda. Nie przeczę, że niektórzy mogli być leczeni Bewacyzumabem z dobrym skutkiem ale tylko w przypadku minimalnej wznowy. Niestety jak wiesz nowotwory OUN są bardzo trudne do wyleczenia ze względu na wiele niezależnych czynników i czasami akceptacja tego faktu daje dużo więcej niż szukanie przyczyn takiego stanu rzeczy i możliwości (z definicji nieskutecznego) leczenia na siłę.

Pozdrawiam
napisał/a: libra.25 2010-10-10 20:16
no właśnie coś w tym jest... tylko wydaje mi się , że odpowiednio doświadczony lekarz powinien się orientować w progresji guza...
napisał/a: libra.25 2010-10-10 21:05
pytanie do Vieri

to jakie są kryteria aby podać "chemię" i po co oni tak z tym zwlekają ???
napisał/a: Vieri 2010-10-11 00:12
Witam,

Zapraszam do przeczytania uważnie mojej wypowiedzi 4 posty wyżej. Dodam - nie jest to specjalnie dziedzina moich zainteresowań (neo OUN).

Pozdrawiam
napisał/a: starvar 2010-10-11 11:44
Czy kotosnpróbował uzywać DCA? Czy jest to przynosi jakieś efekty na stronach anjlojęzycznych trochę ludzi o tym piszeciekawi mnie czy w Polsce ktos tego probował i z jakim skutkiem. Ja się zastanawiam NAD WŁACZENIEM dca
napisał/a: Vieri 2010-10-11 14:08
Witam,

Niestety nadca, dca (i im podobne nazwy) to kolejna bajka o cudownym leku na raka i inne schorzenia, można rzec brat vilcacory, noni, essiacu, cieciorki i mnóstwa innych szamańskich specyfików stworzonych na potrzeby zarabiania wielkich pieniędzy na osobach chwytających się wszystkiego celem zatrzymania nieuleczalnej choroby. Wszelkie doniesienia pseudonaukowe o skuteczności ww. pochodzą albo z wyobraźni ich autora albo z "instytutów naukowych", które równocześnie sprzedają ww. zarabiając na tym ogromne pieniądze a nie niosąc chorym nic poza fałszywą nadzieją. Z kolei opisy pacjentów zwykle istnieją tylko w internecie a sami chorzy nigdy nie istnieli. Polecam zapoznać się z historią profesora Wronkowskiego, który kilkanaście lat temu założył "białą księgę onkologii" - księgę do której wpisywani mieli być wszyscy ci, których naturalne metody leczenia uzdrowiły a ich przypadek będzie udokumentowany medycznie. Do dziś księga ta pozostaje pusta. Pozostawiam ku własnym wnioskom.

Pozdrawiam
napisał/a: starvar 2010-10-18 13:33
Vieri napisal(a):Witam,

Niestety nadca, dca (i im podobne nazwy) to kolejna bajka o cudownym leku na raka i inne schorzenia, można rzec brat vilcacory, noni, essiacu, cieciorki i mnóstwa innych szamańskich specyfików stworzonych na potrzeby zarabiania wielkich pieniędzy na osobach chwytających się wszystkiego celem zatrzymania nieuleczalnej choroby. Wszelkie doniesienia pseudonaukowe o skuteczności ww. pochodzą albo z wyobraźni ich autora albo z "instytutów naukowych", które równocześnie sprzedają ww. zarabiając na tym ogromne pieniądze a nie niosąc chorym nic poza fałszywą nadzieją. Z kolei opisy pacjentów zwykle istnieją tylko w internecie a sami chorzy nigdy nie istnieli. Polecam zapoznać się z historią profesora Wronkowskiego, który kilkanaście lat temu założył "białą księgę onkologii" - księgę do której wpisywani mieli być wszyscy ci, których naturalne metody leczenia uzdrowiły a ich przypadek będzie udokumentowany medycznie. Do dziś księga ta pozostaje pusta. Pozostawiam ku własnym wnioskom.

Pozdrawiam

Czyli te opisy o zmniejszeniu guzów to wymysły. Te realajcje brzmialy dość przekonywująco dlatego zastanawiam sie