proteus mirabilis - nie taki straszny odmieniec jak go maluj

napisał/a: jenot1 2009-11-03 13:13
Rok temu w wyniku infekcji gronkowcem złocistym wylądowałem w szpitalu. Było źle: dwie operacje, sepsa, całe mnóstwo różnych antybiotyków... Podawano mi między innymi targocid, invanz, zyvoxid, metronidazol, vankomycynę i przez 3 miesiące syntarpen po dwa gramy na dobę. Miałem mnóstwo nieprzyjemności w związku z taką ilością różnych antybiotyków jeszcze długo po wyjściu ze szpitala. Byłem również długo cewnikowany co w rezultacie doprowadziło do infekcji pęcherza bakterią proteus mirabilis. Infekcję tą bakterią leczy się, jak dowiedziałem się do lekarzy, antybiotykiem podawanym dożylnie w warunkach szpitalnych. Po 4 miesiącach szpitala nie w smak mi było tam wracać na kolejne dwa tygodnie a w międzyczasie ktoś poradził mi wodę Jana i żurawit. Po 3 miesiącach tej przyjemnej i bezpiecznej terapii zrobiłem posiew i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu proteus znikł bez śladu, za to pojawiła się inna bakteria - klebsiella oxytoca. Lekarz znów zaleca antybiotyk, taki do podawania w domu, ale po "groźnym" proteusie który wypleniła woda z uzdrowiska, nijak mi sięgać po ciężką, chemiczną artylerię. Antybiotyki to świństwo i po każdym "dochodzi się" do siebie...
Czy to możliwe że proteus znikł od wody Jana? A jeśli tak to skąd klebsiella? Czy brać antybiotyk na klebsiellę czy może lepiej popijać całkiem smaczną mineralkę i zagryzać żurawiną? Oto moje pytania. Pozdrawiam!