Powoli spadam na dno.....

napisał/a: NeverSurrender 2015-04-21 20:59
Witam ^^
Od czego więc zacząć najłatwiej byłoby chyba od początku. Mam 24 lata i tak naprawdę na tym powinienem zakończyć swój wątek ponieważ czuję jak powoli przegrywam życie. Spokojnie mógłbym określić się mianem nieudacznika i idioty,osoby która do niczego się nie nadaje,człowieka oderwanego od rzeczywistości. Napiszecie "jesteś młody całe życie przed Tobą" i doskonale zdaję sobie z tego sprawę jednak cały czas mam wrażenie,że życie rzuca mi kłody pod nogi. Oblany rok na studiach , ogólna nieudolność życiowa, strach przed życiem, rozstanie z dziewczyną o którym dowiedziałem się przez sms "ten związek nie ma sensu" i co tak naprawdę mnie dobiło bo widocznie nie zasługiwałem na słowo wyjaśnienia ale problemem jest jeszcze to,że pomimo półtora roku po "rozstaniu" często o niej myślę bo była pierwszą osobą przed którą "się otworzyłem", a która potraktowała mnie jak śmiecia którego się wyrzuca bo nie jest już do niczego potrzebny. Mówi się że dobra i zła karma wraca do nas podwójnie, mam cały czas wrażenie jakby wracała tylko ta druga. Pomimo 24 lat moje doświadczenie zawodowe jest niewielkie może łącznie z dwóch firm uzbierałoby się 4-5 miesięcy w głębi duszy wstyd mi przez to i pewnie dlatego boję się szukać pracy bo obawiam się,że zostanę z tego powodu wyśmiany przez pracowników/pracodawcę bo w tym wieku wiele osób już coś osiągnęło, ma stałą pracę , własne rodziny.... Często gdy widzę jakąś ofertę pracy i mam już wysyłać CV uruchamia się wewnętrzne przeczucie "i tak sobie nie poradzisz, do niczego się nie nadajesz"moim problemem jest również to,że porównuje się do innych np. do mojego dobrego kolegi,który spełnia się zawodowo i nie ma z niczym problemów... Wiem że mam bardzo zaniżone poczucie własnej wartości i być może wynika to z tego,że pomimo młodego wieku mam słaby wzrok => -5 na oko lewe i prawe => kiedyś byłem obiektem drwin na które nie zwracałem już później uwagi. Nie posiadam również zbyt wielu znajomych. Zawsze np. gdy na studiach chodziliśmy grupą do np. pubu czułem się dziwnie tak jakbym był piątym kołem u wozu. Praktycznie nie potrafię rozmawiać z obcymi ludźmi z obawy,że coś powiem głupiego i wyjdę na idiotę zresztą i tak zwykle byłem ignorowany przez resztę grupy ot taka osoba,która sobie coś tam mówi.Zresztą w ogóle nie wiem jak taką rozmowę zacząć co powiedzieć itd. I bardzo obawiam się tego,że tak naprawdę kiedyś zostanę same bez nikogo..

I to by było na tyle mojego użalania się nad sobą ^^. Na innym forum polecono mi spróbowania terapii Richardsa? => czy ktoś z użytkowników korzystał z tej metody?