nerwica czy fizjologia. co robić?

napisał/a: Carbon 2013-12-29 21:08
sytuacja jest nieciekawa. Prawdopodobnie nakręcam się i histeryzuje, ale mam też pewne wątpliwości co do swojej fizjologii.

Współżycie zacząłem późno bo w wieku 20 lat. Wcześniejsza dziewczyna, z którą byłem dwa lata była dziewicą. Miała wielki strach i niechęć przez współżyciem, a ja napalony nastolatek tylko myślałem jak przełamać tą barierę. Dziewczyna była nie do zdobycia jeśli idzie o seks, natomiast widząc moją frustracje, postanowiła zaspokajać mnie oralnie. Zastanawiam się czy trochę mnie pod tym względem nie rozpieściła. To są mocne bodźce, a ja miałem to kiedy chciałem.

Mimo to nabrałem bardzo ambicjonalnego podejścia do tego, aby w końcu przełamać ten opór. Być może w tym momencie zacząłem myśleć o seksie w sposób zadaniowy. Być może przyzwyczaiłem się tutaj do sytuacji, że u drugiej strony występuje opór, który muszę zwalczyć, a inne sytuacje wydają mi się niekomfortowe?

Kusiłem, stwarzałem sprzyjające sytuacje, w końcu prawie się udało. Nie nazwałbym tego pierwszym razem, bo kiedy tylko ją "ukłułem" i polało się trochę krwi, spoliczkowała mnie. Niedługo potem związek się posypał.

Potem związałem się z bardziej (ale nie bardzo) doświadczoną dziewczyną. Związałem się z nią gdy upewniłem się że sytuacja się nie powtórzy. Z wyglądu stanowiła totalne przeciwieństwo. Miała wcześniej wyraźnie starszego i bardziej doświadczonego partnera co mnie bardzo tremowało przed początkami. Początkowo były problemy ze wzwodem, wtedy byłem 100% przekonany że trema. Gdzieś za trzecim razem, po alkoholu i nad ranem, udało się ale wzwód nie był wzorcowy. Potem problem się jeszcze powtórzył, ale po jakimś czasie zaskoczyło. Po ostatnich niepowodzeniach zastanawiam się na ile w tym okresie byłem sprawny a na ile już niesprawny.

Miałem swoje sukcesy, np. gdy osiągała satysfakcje w pozycjach w których nie dawała rady z byłym. Ale w sumie to ona prawie zawsze była gotowa, wręcz nie lubiła długiej gry wstępnej (inna sprawa że z prywatnością i komfortem bywało słabo). Dziś rozumiem, że w sumie moja erekcja zawsze była chwiejna, podniecenie krótkie, no i łatwo się rozpraszałem. Początkowo brała tabletki, co dodatkowo ułatwiło mi się "rozkręcić" no i umieliśmy wykorzystać moment w którym trzeba "wejść". Rozkręciłem się, a ona nie była wymagająca więc później nawet z gumkami było ok. Ale dziś myślę, że nawet wtedy, kiedy stosunkowo regularnie współżyłem, łatwo traciłem koncentracje, a wzwód był słaby.

Kiedy związek się rozpadł, poczułem się nieco skrzywdzony. Straciłem zaufanie do kobiet, miałem spora przerwę od seksu. Zawsze wierzyłem w stałe związki, aż w ubiegłe wakacje postanowiłem być cyniczny. Bawiłem się, flirtowałem. Raz dziewczyna zapakowała mi się do łóżka po godzinie rozmowy i sprzęt nie działał. Na szczęście zareagowała dobrze, nawet trochę ją to zaintrygowało, i po przespanej nocy, nad ranem zrobiliśmy to. Mimo to był to kolejny sygnał ze coś jest nie tak.

Przechodząc do sedna sprawy.

Miesiąc temu poznałem świetną dziewczynę i jesteśmy razem. Jest ponad przeciętnie atrakcyjna, bardzo wiele nas łączy i chyba po długiej przerwie wreszcie na kimś mi zależy. Mimo że jest młodsza, jest też doświadczona. Zrobiłem świetne wrażenie, szybko mi się oddała, ale ja nie mogłem wziąć. Raz i drugi zareagowała pozytywnie, tzn ze zrozumieniem i wyrozumiale. Za trzecim razem, gdy był duży komfort i spała u mnie, nad ranem nawet było nieźle. Skapcaniał dopiero gdy trzeba było założyć prezerwatywę...

Za czwartym razem gdy nie miałem całej nocy i poranka, znów było niepowodzenie. Teraz do wszystkiego dokłada się obawa, że zależy mi na tej dziewczynie i nie chce jej stracić. Nakręcam się jeszcze bardziej i to najgorzej wygląda. Myślę o tym cały czas i nie umiem pozbyć się tego z głowy, a co dopiero gdy jesteśmy sami :P

Strasznie mnie trapi, czy te problemy to wynik tylko mojej nowej histerii zakorzenionej w tym że moje doświadczenia dotychczasowe były średnio komfortowe? Generalnie w życiu, od dzieciństwa począwszy miałem dużo stresu, jestem materiałem na nerwicowca, choć sprawiam wrażenie towarzyskiego i silnego bo dobrze to ukrywam. Czasami gdy sytuacja uniemożliwia zbliżenie (np. nie jesteśmy sami) mam wzwód, może nie jakiś wzorcowy, ale jest, i to przy bardzo subtelnych bodźcach (na jakie pozwala sytuacja).

Z drugiej strony od roku dwóch odnoszę wrażenie że moje libido bardzo osłabło. Mam poranne wzwody, i są nawet porządne i dość niezawodne, ale przez resztę doby to raczej bieda. Mam 23 lata, może przeminął okres dojrzewania i spadł mi testosteron? Kiedyś tkwiłem mocno w autoerotyźmie (ale raczej w porównaniu do moich kolegów oszczędnie z pornografią), teraz zdarza mi się i dwa tygodnie nie mieć potrzeb.

Nie wiem co robić. Prawdopodobnie, gdybym spał z dziewczyną to po dwóch, trzech nocach rozluźniłbym się tak, że zrobiłbym jej miłą pobudkę, a po jakimś czasie osiągnąłbym pewnie taką sprawność jaką miałem. Z tym, że obawiam się, że jednak ma to jakieś fizjologiczne podłoże, i nigdy nie byłem sprawny w 100%.

Za niedługo mam wizytę urologa, ale nie wiem co robić do tego czasu. Kupiłem sobie bez recepty liderin. Może to i działa, a może wystarczy mi placebo.