Konchoplastyka nosa - jakie skutki?

napisał/a: artur48 2007-12-08 18:29
Witam,

Czy ktoś z Was miał kiedyś wykonywaną operację konchoplastyki nosa? Czy operacja była skuteczna? Jak się czuliście po operacji? Osoba z mojej rodziny rozważa właśnie taką operację, i chcielibyśmy się dowiedzieć, z czym to może się wiązać, od kogoś z doświadczeniem. Może ktoś mógłby się podzielić uwagami?

Pozdrawiam
artur
napisał/a: Ania_204 2007-12-09 09:46
witam serdecznie.
W jakim celu ma być robiona konchoplastyka?? Jest to wskazaniem lekarza??
Pozdrawiam.
napisał/a: artur48 2007-12-14 21:50
Celem ma być konchoplastyka małżowin nosa. Występuje ciągłe uczucie zatkanego nosa. Nie może oddychać przez nos, i operacja jest wskazana przez lekarza.
napisał/a: Pacjent 321 2008-02-28 16:00
Konchoplastyka – plastyka małżowin nosowych
Włóczyłem się po lekarzach przez pół roku i w końcu doczekałem się zabiegu, który miał poprawić drożność nosa ułatwiając oddychanie. Konchoplastyka - procedura jednodniowa więc, zanim zostałem przyjęty do szpitala, komplet badań i wszystkie skierowania zrobiłem we własnym zakresie.
Nadszedł wreszcie długo oczekiwany dzień. Na izbie przyjęć, w kolejce, na czczo, godzinę trzeba było wysterczeć ale to normalka. Potem oczekiwanie na sali oddziału laryngologicznego aż pani doktor będzie wolna (kolejna godzina). Założono mi wenflon – fajnie ale zupełnie nie potrzebnie. Podpisałem oświadczenie, że lekarz poinformował mnie o tym co mnie czeka (chociaż nie poinformował ale pomyślałem, że jeszcze zapytam).
Wreszcie pojawiła się pani doktor. Miła, uprzejma i bardzo tajemnicza. Zapytałem czy może mi coś powiedzieć o zabiegu. Dowiedziałem się, że zabieg jest prawie bezbolesny wykonywany plazmą argonową, „coś tam będzie pan czuł ale będzie pan znieczulony i nic nie będzie bolało”. Dostałem dwa sączki z lignokainą, po jednym do każdej dziurki w nosie i koniec rozmowy. Zaczęło działać więc kazano mi zostawić wszystkie metalowe przedmioty i zaprowadzono mnie na salę operacyjną. Tam ubrano mnie w jednorazowy fartuch i czepek na głowę. Dwie pielęgniarki wszystko przygotowały. Kazano usiąść na fotel (fajny, zielony, regulowany elektrycznie) tylko z jakiegoś powodu ustawiony w kształcie litery L. Czułem się jak bym siedział na chodniku pod ścianą. Podnóżek ustawiony za daleko więc trochę ślizgałem się na tych jednorazówkach. Poprosiłem o regulację. Po ich spojrzeniach zrozumiałem, że nie umieją ale myślę sobie, jakoś dam radę. Założyły mi opaskę i zmierzyły ciśnienie (140/90 – zwykły lęk przed nieznanym). Na łydkę założono mi elektrodę i zaczęło się oczekiwanie na Panią doktor. Nie trwało to długo, okulary maseczka, czepek – prawie jej nie poznałem. Strzykawka 10 ml, igła 15 cm i znieczulamy. Trochę poszło do gardła, odruch wymiotny ale potem dowiedziałem się, że mogę przełknąć to jakoś wytrzymałem.
Wzięła szczypce (rozszerzacze), elektrodę i powiedziała „niech pan zamknie oczy i oddycha ustami”.
Rozpoczęła się jazda. Najpierw lewa dziurka.
Spawarka zaczęła cicho bzykać, poczułem lekkie pieczenie w nosie, pomyślałem - dam radę. Tak się zrelaksowałem, że nawet nie zauważyłem jak wstrzymałem oddech.
Nagle – jakby borowanie zęba od strony korzenia – mówię AAA (u dentysty zawsze tak robię).
Przerwa, złapałem oddech, otworzyłem oczy i mówię „poczułem jedynkę”. Dym buchnął mi z nosa i z gardła. Nie miało to chyba znaczenia bo pani doktor postanowiła kontynuować. Proszę oddychać przez usta - powiedziała. Znowu spawarka i lekkie pieczenie w dolnej części nosa. Mimowolnie wstrzymuję oddech. Myślę, za chwilę przerwa to sobie odetchnę. AAA „znowu jedynka”. Przerwa, dobra teraz oddech… Ale czym tu oddychać? Kupa dymu no i pewnie Argon. Smród jakby się coś przypaliło (… to moje małżowiny). Trochę się duszę, ale przyśpieszam oddech w nadziei, że gdzieś tam jest trochę tlenu.
Dobra teraz druga dziurka. Bzyknęła spawarka, trochę piecze, nagle AAA jedynka (teraz prawa) za chwilę znowu i AAA. Z trudem łapię powietrze ale pytam „Czy to normalne, ze tak bolą jedynki?”. „Tak, czasem jakaś iskra przeskoczy” – odpowiedziała. Myślę, kiedy przerwa? Może jeszcze dam radę. Duszę się. Ciężko oddycham.
Pani doktor to widzi, i mówi „starczy, koniec”. Ulżyło mi ale nadal nie mam czym oddychać.
No tak ale czy dokończyła zabieg, czy postanowiła przerwać w obawie, że się uduszę?
W karcie informacyjnej napisała „korekta małżowin nosowych dolnych”. Myślę sobie może wystarczy.
Minął tydzień, nos zapuchnięty, wizyta kontrolna, infekcja – no jasne, przecież można było dać antybiotyk ale po co? Może pacjent się nie domyśli. Augumentin na 10 dni i detreomycyna do smarowania nosa od wewnątrz - pewnie pomoże.
Kolejny tydzień, schodzi opuchlizna, nos trochę krwawi, odrywają się resztki małżowin ale… zaczyna być coraz lepiej.
Po miesiącu jest już całkiem nieźle ale prawa dziurka jest wciąż zatkana. Dobrze, że lewą oddycham swobodnie. Próbowałem kilkakrotnie namówić panią doktor na poprawkę ale nic z tego. Trzeba by się przyznać , że coś jej nie wyszło a wszyscy wiemy, że lekarze w Polsce są „nieomylni”. Rozmawiałem z innymi lekarzami z tego instytutu ale wolą odesłać pacjenta gdzieś indziej. „To jest niezręczna sytuacja poprawiać po koleżance z pracy”. Niech sobie pacjent pochodzi kolejne pół roku albo rok i doczeka się na poprawkę gdzieś indziej.
Zawsze można iść prywatnie… Tak, tylko po co płacić na NFZ. Jak nie będę musiał płacić 400 zł/m-c na służbę zdrowia to wszystko sobie zrobię prywatnie.
Tymczasem z moim nosem jest lepiej niż było więc wypada się cieszyć. Może kiedyś doczekam się poprawki a tych, których czeka konchoplastyka przestrzegam:
Ustalcie wcześniej z lekarzem czy skoryguje Wam tylko małżowiny dolne czy również środkowe. Poproście o przerwy na oddech w trakcie „spawania” bo to mała rzecz a bardzo cieszy.
Poproście o antybiotyk osłonowo bo lekarz może zapomnieć.
Generalnie zabieg polecam bo poprawa jest bardzo duża. W końcu mogło być gorzej :)
No i życzę powodzenia.
Pacjent 321
napisał/a: kuba17 2008-05-12 19:37
Dzisiaj miałem wykonaną konchoplastykę nosa. Na zabieg czekałem miesiąc. Wykonali go w prywatnej klinice ale na NFZ. Przed zabiegiem również musiałem podpisać oświadczenie, że zostałem zapoznany z przebiegiem zabiegu i ewentualnymi konsekwencjami (mimo, iż nikt wcześniej mnie z tym nie zapoznał). Po wejściu na oddział okazało się, że pacjenci przyjmowani są "rzutem na taśmę". Nie mierzono ciśnienia, nie wkuwano wenflonu, nie robiono badań, proszono jednego za drugim. Założono zielone wdzianko, do nosa włożono dwa sączki z cudownym, wstrętnym znieczuleniem - odruch wymiotny. Po ok. 20 min. poproszono mnie na salę, kazano położyć się na kozetce, do nosa podano (trzykrotnie) piekące, niesmaczne znieczulenie - był to najbardziej nieprzyjemny moment. Pouczono, że nie wolno otwierać oczu i nie wolno się ruszać. Po chwili zaczął się zabieg. Uczucie bardzo nieprzyjemne. Podczas zabiegu bolało i to bardzo, więc ponownie otrzymałem znieczulenie - było lepiej, niemniej jednak w lewej "dziurce" jeszcze było czuć delikatny ból. Skończyło się. Cały dzień z nosa schodzi katar z krwistą wydzieliną, boli głowa i piecze w gardle. Zaczynam odczuwać poprawę w oddychaniu, ale lewa dziurka w dalszym ciągu jest przytkana. Nie dostałem antybiotyku, natomiast za trzy dni mam wizytę kontrolna.
Nie otrzymałem wypisu, pewno dopiero go odbiorę przy okazji wizyty kontrolnej.
W lewej dziurce efekt już odczuwam, duża poprawa. Pocieszające jest to, ze zabieg wykonywał lekarz, który mnie wcześniej leczył.
napisał/a: nastolatka91 2008-05-12 21:56
Do Pacjent 321
Ja nie mam takiego problemu jak wy,ale ja jak miałam pierwszą operację ucha to też nie była ona wykonana do końca,bo lekarka stwierdziła,że już jej się nie chce kończyć.Pomyślała pewnie,że za jakiś czas to skończy.Rodzice przepisali mnie wtedy do innego lekarza,właściwie jej kolegi z pracy,ten mnie zoperował i było lepiej.Nie mniej jednak po roku znów powróciłam do niego na operację i po 3 latach i po 4 też :).Na całe szczęście wszystkie moje operacje były wykonywane pod pełną narkozą,bo nie wiem jaki lekarz odważyłby się małemu wtedy dziecku na żywca w uchu grzebać?!Ja tak miałam zaczęty zabieg,ale strasznie się podobno darłam i trudno było mi coś do ucha przybliżyć,więc lekarze zrezygnowali i od tamtej pory wszystkie moje operacje były pod narkozą.Pozdrawiam chorowitków :)
Kamila
napisał/a: Pacjent 321 2008-06-03 09:53
Po 5 miesiącach od zabiegu już nie mam wątpliwości, że czeka mnie poprawka. Kiedy rozpoczęło się pylenie i nasiliły się moje dolegliwości alergicznego nieżytu nosa, zaobserwowałem znaczną poprawę z lewej strony. Lewa dziurka jest przelotowa i nie utrudnia oddychania. Prawa dziurka jest niestety zatkana i zwyczajnie coś w niej uwiera. Poza tym czuję „swędzenie” w górnej części podniebienia, ale tylko po prawej stronie. Alergiczny wysięk z nosa jest z prawej strony bardziej intensywny. Zatem przypuszczam, że objawy alergii z lewej strony ustąpiły lub znacznie osłabły. Jeśli uda się wykonać zabieg w prawej dziurce to prawdopodobnie będę wyleczony. Może tylko objawowo ale innych objawów alergii nie mam. Szukam zatem takiej kliniki, gdzie wykonają mi poprawkę w ramach NFZ. Zwracam się zatem do forumowiczów z pytaniem o namiary na dobrą klinikę. Jeśli macie jakiegoś linka do takiej kliniki to proszę podajcie go na forum.
Trzeba promować dobre firmy i dobrych lekarzy.
Pozdrawiam
P.
napisał/a: paszczak2 2009-10-14 15:32
http://www.alergia.org.pl/lekarze/archiwum/04_01/2004_0110.htm
powodzenia
napisał/a: verona2 2010-02-18 21:01
Witam. Ja byłam operowana w znieczuleniu ogólnym, w szpitalu w Międzylesiu.NFZ. Polecam. Jest poprawa, ale zrobiły się zrosty po wycięciu małżowin, i teraz mam rozcięte i włożone separatorki. Mam nadzieję, że teraz to już będzie koniec moich mało przyjemnych wizyt u laryngologów...;) Pozdrawiam.
napisał/a: ~Anonymous 2010-02-20 12:58
Witam
Mam 59 lat i cierpię na bezdechy śródsenne. Stosowanie CPAP okazało się niemożliwe z powodu niedrożności nosa (CPAP wymusza oddychanie wyłącznie przez nos, więc jego używanie w celu usunięcia efektów bezdechów śródsennych jest niemożliwe).
Pierwszy zabieg to w 2007 r. prostowanie przegrody nosa w Klinice Akademii Medycznej Oddział Otolaryngologii i Chirurgii Głowy i Szyi we Wrocławiu wówczas przy ul. Chałubińskiego.
Polecam wyżej wymienioną klinikę, terminy relatywnie krótkie, przyjmują pacjentów z innych regionów bez problemów.
Bardzo dobry kontakt e-mail. Przed pierwszym zabiegiem prostowania przegrody nosa, wysłałem zapytanie do wielu szpitali i klinik w większości wypadków bez odzewu. Tylko z Kliniki A.M. we Wrocławiu otrzymałem bardzo miłe zaproszenie podpisane przez Kierownika prof. dr n. med. Tomasza Kręcickiego. Super komunikatywny, pozytywnie nastawiony do pacjentów człowiek.
Sam zabieg prostowania przegrody bardzo nieprzyjemny, ale cóż musiałem wytrzymać. Następnie po około miesiącu wymrażanie małżowin w nosie, zabieg bezbolesny, wykonany ambulatoryjnie, w porównaniu z prostowaniem przegrody to „Pan Pikuś”. Po 3 latach ponownie problemy w oddychaniu przez nos (małżowiny odrastają). Kolejny zabieg 14.01.2010 r. również jednodniowo wykonany w tej samej klinice (obecnie przy ul Borowskiej 213 we Wrocławiu) Tym razem zabieg wykonano metodą termooblacyjną – wypalanie Uciążliwość mogę porównać do uciążliwości związanej z zastrzykiem, czy pobieraniem krwi. Po około 2ch tygodniach i przejściowym katarze, pełny komfort w oddychaniu nosem. Jest super. W trakcie pobytu na Oddziale ustalono termin 25.02.2010 r. kolejnego zbiegu, tym razem plastyki podniebienia. Ma to w pełni ułatwić oddychanie i być może poprawić bezdechy, liczę, że może całkiem zanikną i nie będę już musiał do końca życia spać w masce CPAP. Głowa do góry wszystkich, którzy boją się zabiegów laryngologicznych w nosie. Może są niezbyt przyjemne, ale efekty wynagrodzą wszelkie niedogodności. „Nie taki diabeł straszny jak go malują”
Pozdrawiam
napisał/a: Lulaa1 2010-07-15 14:04
Jestem alergikiem i od kiedy pamiętam mam problemy z nosem i oddychaniem. Najpierw miałam usunięty trzeci migdał, potem operowaną przegrodę nosową. Wciąż jednak miałam problemy z oddychaniem i wpuszczałam przez 20 lat krople obkurczające (xylometazolin i pochodne). Śluzówkę miałam w bardzo złym stanie. Ciągle dręczyły mnie infekcje i inne problemy. Ostanio przez pół roku bralam antybiotyki. No i w końcu decyzja o operacji. W tomografii komputerowej wyszedł mi wielki przerost małżowin nosowych, wciąż problemy z przegrodą nosową (po lewej stronie miałam taki szpikulec, wyrostek, którego lekarz nie zlikwidował przy pierwszym zabiegu) oraz bardzo wąski nos, który dodatkowo utrudniał sprawę oddychania. Dlatego przeprowadzono mi operację przycięcia małżowin nosowych, korektę przegrody, a dodatkowo - ze względu na bardzo wąski i wysoki nos - zalecono operację plastyczną, która miała obniżyć nos i zlikwidować napięcia (które jeszcze bardziej zwężały nos),a tym samym wspomóc udrożnienie nosa.
No i jestem 10 dni po takiej kompleksowej operacji. Ze względu na rozległość i stopień skomplikowania odbyła się pod pełną narkozą. Trwała ok. 2-3 godzin. Na drugi dzień po operacji przez opuchliznę dookoła oczu nie bardzo widziałam, miałam zniekształconą twarz. Dziś, po 10 dniach, na nosie wciąż tkwi gips, silikonowe stiki i szwy w środku nosa, a także wciąż siniaki pod oczami i na powiekach (z dnia na dzień mniejsze). Oddycham coraz lepiej. Jedyny problem, to że dziś dostałam jakiegoś silnego uczulenia i mam okropny katar. Ważne jednak, że mimo opuchniętej w wyniku alergii śluzówki, wciąż mam drożny nos. To naprawdę niesamowity efekt, bo dotychczas, jak dostawalam ataku alergii, to napuchnięta śluzówka kompletnie blokowała dziurki.
Opłaca się.
Informacja co do bolesności takiej opracji i związanych z nią niedogodności: ok. 5 w skali 1-10 (10 to ciężki poród).
Jeśli chodzi o ból, to do takich rzeczy trzeba podchodzić zadaniowo
Antybiotyków po operacji nie brałam w ogóle. Ponoć podaje się je, jeśli dojdzie do infekcji...
napisał/a: rysior 2011-01-23 19:04
Siema- miałem dwa dni temu ten zabieg - takze pomyslałem ze się podzięlę wrażeniami... Wykonany był metodą laserową w centrum Medycznym MEDYCYNA - (kiedys to się nazywało centrum DAMIANA) w Białymstoku. Koszt 700zł. Od razu wszystkich uspokajam że jest to naprawdę drobna rzecz. JEST CAŁKOWICIE BEZBOLESNY. Wyglądało to tak:
- lekarz psiknął mi znieczulającym aerozolem do nosa- sporą ilość, miętowy- trochę poleciały mi łzy - w końcu mokro w nosie - od razu zdrętwiały mi wargi i trochę nos
-położyłem się, trochę mnie pooglądali w nosie i od razu przeszli do sprawy... lasera kompletnie nie czułem, słyszałem tylko sygnał dzwiękowy z urządzenia- po kilku minutach troszkę czułem zapach wypalania ale nie był on mocny
-jedyną nieprzyjemną rzeczą w czasie zabiegu były narzędzia w nosie - jednak nie czułem bólu ale po prostu dyskomfort ze tam są...
- po całym zabiegu (ok 8 min) lekarz wsunął mi opatrunki do nosa ktore musiały tam zostać do dnia następnego - i jest to najgorsza rzecz w tym wszystkim - po kilku godzinach z kompletnie zatkanym nosem i oddychaniu cały czas tylko przez buzię człowiek jest wykończony... noc prawie nie przespana - ale najważniejsze ŻADNEGO BÓLU POOPERACYJNEGO!!
-na drugi dzień wizyta i wyjęcie opatrunków - szybki ruch ktorego takze nie poczułem
-EFEKT- narazie roznicy nie czuję - także pewnie szału nie bedzie... nadal jestem przytkany... ale jeszcze zaczekam z ostateczką opinią.
Pozdrawiam